czwartek, 21 sierpnia 2014

Wycieczka do Pragi bardzo tanim kosztem

Nie wiesz, jak spędzić wakacyjny weekend? Brakuje Ci pomysłu na wyjazd i nie dysponujesz zbyt wielkimi finansami? Jedź do Pragi :). Poniżej kilka punktów, które pomogą Ci zredukować koszty do minimum, pisane w oparciu o naszą wycieczkę ale mogą odnieść się również do innych miejsc.

1. Nie jedź sam!
Im więcej osób tym weselej a i koszty paliwa dzielą się wtedy na większą liczbę osób.

2. Wybierz własny środek transportu.
Albo rozejrzyj się za najtańszą alternatywą. Zobacz, ile kilometrów masz do celu, sprawdź spalanie swojego auta (lub auta znajomego) i przekalkuluj, co będzie dla Ciebie najkorzystniejszą opcją. W naszym przypadku paliwo wyniosło 140zł (dzielone na 4 osoby - do Pragi mamy około 200km). Taka opcja ma też wady - zmęczonego kierowcę. Najlepiej, kiedy jest ich dwóch, wtedy w przypadku, kiedy jeden z nich jest już zbyt zmęczony na dalszą jazdę, zamienia się z drugim. 

3. Unikaj płatnych dróg.
Chociaż czeska winieta jest całkiem tania - 310CZK za 10 dni (ok 60zł) to niestety brakuje możliwości wykupienia jej na 1 lub 2 dni - w przypadku takiego jednodniowego wypadu zupełnie nie opłaca się jej kupować - można po prostu ustawić nawigację na trasę, która omija drogi płatne. 

4. Parkuj na obrzeżach.
Przed wyjazdem sprawdź listę parkingów, które są w Pradze - działa to na zasadzie naszego "Parkuj i jedź" czyli miejsc, które mają nas zachęcić do zostawienia swojego auta na obrzeżach miasta i wybrania komunikacji miejskiej. Taki strzeżony parking to koszt około 20 koron, jeżeli zostawiamy auto w godzinach od 4 do 1 w nocy dodatkowe 100 koron kary (jeżeli nie odbierzemy auta przed tą 3 godzinną nocną "przerwą"). Jeżeli chodzi o Pragę to idealne rozwiązanie, bo autem albo wcale nie można wjechać w niektóre rejony rynku, albo nie można parkować (kończy się to natychmiastową blokadą - a w czasie naszej wycieczki widziałam kilku takich, którym się wydawało, że "to tylko chwilą i nie zdążą założyć" - owszem, zdążą), albo koszty parkowania są gigantyczne.
Do dyspozycji mamy między innymi metro (3 linie), które cenowo wychodzi mniej-więcej podobnie do naszej komunikacji miejskiej. Bilet 30 minutowy to koszt 24 koron a powinien wystarczyć na dojechanie do centrum - my parkując pod Czarnym Mostem spokojnie zmieściliśmy się w tym limicie czasowym.

5. Dokładnie zaplanuj sobie trasę. 
Ten punkt nie jest o oszczędności pieniędzy a czasu. My wyjechaliśmy "na spontanie" i tak na prawdę nie mieliśmy dużo czasu na dokładnie sprawdzenie gdzie i co dokładnie się znajduje. Dlatego też nachodziliśmy się jak głupi i kilka atrakcji pominęliśmy. Warto wydrukować/kupić sobie mapkę i wyznaczyć planowaną trasę. 
(grafika google)

6. Nie wybieraj pierwszych-lepszych miejsc na zakupy.
W sensie, że lepiej wpierw zrobić obeznanie co i w jakich cenach jest dookoła - przykładowo piwo przy budce z kiełbasami kosztuje 50CZK a kawałek dalej, w ogródku piwnym już 80. Tak samo jest z jedzeniem, warto zebrać kilka ulotek i porównać, co chcemy zjeść i gdzie wyjdzie nas to taniej (a dla mega oszczędzających zawsze jest opcja kanapek :)). Do wyboru mamy budki oraz knajpki i zwykle w tych pierwszych wszystko jest dużo tańsze a i czasem wygląda smaczniej. To samo tyczy się sklepów - w jednym picie będzie nas kosztowało 20 koron a w innym 50 (polecam ichnią "zabke" - ma kilka punktów niedaleko rynku i atrakcyjne dla turystów ceny).

*100 CZK (koron czeskich) = 15/16 zł 

Pamiętajcie, żeby zabrać ze sobą zapas energii i dobrego humoru! :)

Poniżej jeszcze kilka zdjęć autorstwa mojego lub mojego chłopaka (głównie jego, bo to on przez większość czasu niósł aparat, więc i miał pod ręką, żeby pstrykać ;) a na moich fotkach jest głównie on, dlatego ich nie dodaję). Bez żadnej obróbki (poza zmniejszeniem) bo i zdjęcia były robione "turystycznie" i na szybko:









(po dodaniu notki zauważyłam, że blogger okrutnie zniszczył ich jakość)


To chyba wszystko, co chciałam przekazać Wam w tym poście, chociaż jak to mam w swoim zwyczaju, mogłam o czymś zapomnieć :). Niektóre z tych rzeczy mogą wydawać się oczywiste ale czasem najprostsze rozwiązania są tymi, których nie zauważamy lub o których zapominamy.
Mam nadzieję, że post zainspirował Was do jakiegoś letniego wypadu, wykorzystując te ostatnie dni lata, a może macie już jakąś wycieczkę za sobą?


sobota, 9 sierpnia 2014

Czytnik e-booków, czyli gadżet dla tych, którzy czytają.

     Uwielbiam czytać książki. Nie nałogowo, bo nie robię tego codziennie ale jeżeli znajdę fajny tytuł i mocno pochłonie mnie lektura to czytam wszędzie. Zdarza się, że zarywam nocki,  bo nie mogę się oderwać. Zawsze zapominam o oddawaniu książek do biblioteki, zalegają one u mnie na półkach a później nie dość, że muszę strasznie irytować ludzi, którzy czekają na "moje" tytuły to dodatkowo jest mi za samą siebie strasznie wstyd - tak już mam odkąd pamiętam i sama nie wiem dlaczego zawsze tak robię. Książki są teraz drogie a mój studencki budżet ni jak nie pozwala mi na kupno tego, co chciałabym przeczytać. Dlatego nie mogłam się oprzeć i zakupiłam sobie czytnik. Postanowiłam, że nie ma sensu wydawać 200zł na "podróby" ale dołożyć jeszcze to 100-150zł i wybrać Kindl'a (teraz można go już mieć za jakieś 250). Ten wynalazek zupełnie odmienił moje życie. Nie musisz tachać ze sobą wszędzie grubej książki, a małe, lekkie urządzenie. Jako przykład podam moją koleżankę, która wszędzie nosiła ze sobą grube tomy, narzekając w kółko, jakie to ciężkie i ukradkiem zerkając na mnie, która nie miała już z tym żadnego problemu (dodam, że po jakimś czasie również przerzuciła się na elektroniczne czytanie). To szczególne ułatwienie dla mnie, szczególnie na studiach, kiedy na nudnym wykładzie oczy same się zamykają a i treści przekazywane przez mówce nie są szczególnie interesujące a w szczególności potrzebne. W domu również lepiej się czyta - można znaleźć wygodniejszą pozycję, nie trzeba się martwić, że gdy tylko puścimy to książka zamknie się na czytanej właśnie stronie (tak, dużo razy mi się to zdarzało). Kolejną zaletą jest to, że ceny tradycyjnych książek sięgają już 40zł, co zdecydowanie nie jest na mój skromny, studencki budżet (a jak wcześniej pisałam, biblioteki w moim przypadku po prostu odpadają). E-booki nie dość, że są tańsze, często w bardzo okazyjnych cenach (różnego rodzaju promocje) to jeszcze - nie ukrywajmy, dużą ich bazę możemy znaleźć w internecie i często są to książki niedostępne w bibliotekach czy księgarniach. To idealne urządzenie na wyjazd, bo po co brać ze sobą całą masę książek, kiedy wystarczy jeden mały czytnik, na który wgrywamy to, co chcemy oraz ładowarka, a czasem i nawet bez niej można się obejść, bo bateria wystarcza na naprawdę długo (przy czytaniu po kilkadziesiąt stron dziennie spokojnie trzyma tydzień a nawet i dłużej). Nie męczy oczu, jak cyfrowe wyświetlacze - nie mruga i nie świeci, e-papier działa na zupełnie inne zasadzie - "atrament" układa się w tekst za pośrednictwem impulsów elektrycznych - ja porównuje to do tych zabawek dla dzieci, gdzie rysuje się na tabliczce coś specjalnym długopisem a po skończeniu pracy przejeżdża suwakiem, żeby wszystko wyczyścić. Tak jak przy tradycyjnej książce potrzebujemy do czytania jakiegoś źródła światła, chociaż nowsze wersje wyposażone są już w specjalne "lampki".
Powrócę znów do moich studiów - często zdarza się (a w zasadzie zawsze), że przed jakimś egzaminem czy kartkówką muszę drukować materiały do nauki, bo nie uczę się tylko przed komputerem (kto próbował czytać nieco więcej tekstu na białym, świecącym ekranie wie, jakie to męczące dla oczu), czytnik niejako rozwiązuje ten problem. Wgrywam na niego materiały do nauki i mam do nich dostęp w każdej chwili, kiedy tylko tego potrzebuje (a co mi tam dodatkowe niecałe 200 gram w torebce) np. w autobusie lub bezpośrednio przed salą. To samo tyczy się prezentacji, kiedy temat jest obszerny i nie da rady wygłosić jej bez materiałów pomocniczych  - zamiast przekładać i miętolić kartki (co często wygląda bardzo nieestetycznie), trzymam w ręce małe urządzenie. 
     Gdyby ktoś miał kiedyś jakieś wątpliwości, czy opłaca mu się zakup takiego czytnika, mówię - "bierz śmiało" bo chociaż czytanie "prawdziwych" książek wciąż sprawia tą specyficzną przyjemność (weźmy chociaż pod uwagę ich zapach) to jednak plusy tego urządzenia przeważają i sprawiają, że molom książkowym czyta się lepiej :).


(Zdjęcie ze strony amazon.com)

czwartek, 7 sierpnia 2014

Sałatka Grecka

Jestem strasznie łasa na różnego rodzaju promocje, więc gdy tylko zauważyłam ser fetę (który de facto serem feta się nie nazywa)  na promocji, od razu wiedziałam, że dziś będzie sałatka. To jedna z moich ulubionych i najszybszych sałatek. Koszty też nie są zbyt duże - najpotrzebniejsze rzeczy to: sałata lodowa, pomidor, cebula i oczywiście feta, ja do tego dodatkowo dorzucam ogórka i czasem paprykę. W tradycyjnym przepisie pojawiają się jeszcze oliwki ale nie każdy (jak na przykład mój facet) je lubi, przez ich specyficzny słony/cierpki smak - sama długo nimi "plułam" gdy tylko gdzieś jakaś mi się trafiła, ale czasem z wiekiem upodobania kulinarne ulegają zmianie.
To idealna i niedroga pozycja na lato. Za swoją dałam dziś (a w zasadzie wczoraj) 7,5zł :) chociaż zaznaczę, że to cena bez oliwek (bo kupione raz wystarczają na kilka takich sałatek) i papryki.

Oto i mój przepis:
- sałata lodowa,
- 2 średnie pomidory (albo paczka koktajlówek),
- duża cebula, najlepiej czerwona (ale inna też się sprawdzi),
- ogórek szklarniowy,
- papryka (chociaż tym razem jej nie użyłam),
- ser feta (albo feto-podobny ;>) ok 300g,
- kilka oliwek,
- przyprawy ( a ja, że jestem dosyć leniwa, zamiast przyprawiać sałatkę różną mieszanką ziół, po prostu kupuje gotowe "sosy").

Wszystko dosyć grubo kroję, żeby każdy smak można było wyczuć z osobna (np. połówkowe plastry z ogórka, cebula pokrojona w tzw. piórka (z połówek lub jej ćwiartek jeżeli jest naprawdę duża)). Wyjątkiem jest ser, który wolę w dosyć drobnej postaci. Później wszystko razem z przyprawą mieszam w misce i gotowe. Jeżeli ktoś nie lubi, jak jest tak wybełtane to oczywiście może ser dokładać dopiero na talerz ;).
* A do tego wszystkiego świetnie pasuje grzanka czosnkowa!




______________________________
Jak można zauważyć zmienił się też wygląd bloga - tyle lat żyłam w nieświadomości, że to takie proste! Zawsze kojarzyło mi się to z pisaniem niemożliwie długich kodów w html'u - a jakoś nigdy nie nauczyłam się html'a w stopniu bardziej zaawansowanym.
Obecny wygląd nie do końca spełnia moje oczekiwania - chociaż w zamyśle blog miał być właśnie w takich kolorach (szczególnie biorąc pod uwagę słowo "freeze" w tytule) to teraz widzę, że to jednak nie do końca jest to. Cóż, skoro jako tako nauczyłam się tych szablonowych sztuczek, to zapewne w niedługim czasie go zmienię.


wtorek, 5 sierpnia 2014

Efekt Vintage

Ostatnio natknęłam się na ten oto tutorial, który w bardzo prosty i czytelny sposób pokazuje, jak dokładnie wykonać efekt vintage:



 Lubię eksperymentować ze zdjęciami a przeróbki, takie jak te nadają im unikalnego charakteru. Czasem zwykłe zdjęcie może przerodzić się w obraz, który naprawdę przykuwa uwagę :). Poniżej przykładowe edytowane zdjęcia (jak zwykle nie trzymam się sztywno ram poradników) :




*****
Chętnie przerobię zdjęcia (na taki, lub krosowy styl) wystarczy wysłać plik .jpeg na adres mischiefx205@gmail.com i w wiadomości napisać, czego się oczekuje :)

czwartek, 31 lipca 2014

Mój ulubiony cross processing

Jest wiele filtrów i "typowych" efektów, które możemy nałożyć na swoje zdjęcie, ja jednak najbardziej lubię krosowanie - cross processing. Cyfrowe krosowanie polega głównie na nadaniu odpowiednich kształtów krzywym i podbiciu kontrastu. Oczywiście nigdzie nie ma "sztywnych" reguł postępowania, bo efekt zależny jest od zdjęcia - jego kolorystki, tego, jak bardzo jest jasne. Te same ustawienia dla jednego zdjęcia nie koniecznie sprawdzą się dla innego. Ja lubię pobawić się również ekspozycją ale to już zależy, jaki konkretnie efekt chcę uzyskać. Poniżej kilka zdjęć z zastosowaniem krosowania: 




Jak widać ostatnie zdjęcie jest już "mocniej" przerobione, bo oprócz tytułowego efektu zastosowałam jeszcze kilka innych "udoskonaleń" (głównie narzędzie ekspozycji), co uważam doskonale do niego pasuje ale przy innych kadrach już mogłoby się nie sprawdzić. 

A jeżeli chodzi o robienie zdjęć, to lubię stać po obu stronach obiektywu i tak jak dwa pierwsze są mojego autorstwa, tak dwa pozostałe nie zostały "cyknięte" przeze mnie.

wtorek, 29 lipca 2014

Pierwsze koty za płoty

Czyli moje koty. Bestie strasznie nie lubią pozować, więc wykonanie im jakiegokolwiek zdjęcia jest trudnym wyzwaniem (już nie wspominając o tym, żeby było "dobre"). Problemów przysparza mi również słabo doświetlone mieszkanie - ciut dłuższe naświetlanie nie sprawdza się kompletnie przy takich ruchliwych obiektach ;).





Zdjęcia opatrzone są moim znakiem z YouPic'a ale w przyszłości postaram się stworzyć coś specjalnie na tego bloga :).

Obie modelki na zdjęciach to kotki, przybłędy wzięte z ulicy jakieś 3 lata temu, więc ciężko mi określić dokładnie ich wiek. Z pewnością mają więcej niż 3 lata ale wątpię, żeby były starsze niż 4.  


Słowem Wstępu...

... Czyli kilka słów o mnie: Magdalena - nieustanie poszukująca swojego miejsca w świecie, leniwa i do bólu zakochana we wszystkim, co kocie. Aktualnie studentka szykująca się do wkroczenia na piąty semestr. 

Blog chciałabym poświęcić temu, co lubię, między innymi fotografii jak i jej obróbce. Z pewnością nie zabraknie również postów o innej tematyce - typowo kociej lub lifestylowej.